Info
Ten blog rowerowy prowadzi kania76 z miasteczka Pobiedziska. Mam przejechane 19696.88 kilometrów w tym 5256.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.56 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 56107 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Listopad4 - 1
- 2014, Październik4 - 5
- 2014, Wrzesień11 - 0
- 2014, Sierpień10 - 4
- 2014, Lipiec7 - 4
- 2014, Czerwiec11 - 9
- 2014, Marzec13 - 15
- 2014, Luty9 - 9
- 2014, Styczeń8 - 19
- 2013, Grudzień8 - 7
- 2013, Listopad2 - 5
- 2013, Październik17 - 11
- 2013, Wrzesień16 - 9
- 2013, Sierpień18 - 8
- 2013, Lipiec19 - 20
- 2013, Czerwiec23 - 19
- 2013, Maj20 - 12
- 2013, Kwiecień15 - 26
- 2013, Marzec10 - 17
- 2013, Luty8 - 18
- 2013, Styczeń6 - 14
- 2012, Grudzień4 - 16
- 2012, Listopad9 - 8
- 2012, Październik11 - 7
- 2012, Wrzesień16 - 27
- 2012, Sierpień16 - 20
- 2012, Lipiec20 - 30
- 2012, Czerwiec10 - 9
- 2012, Maj17 - 11
- 2012, Kwiecień18 - 25
- 2012, Marzec17 - 2
- 2012, Luty6 - 0
- 2012, Styczeń2 - 0
- 2011, Grudzień1 - 0
- 2011, Listopad9 - 0
- 2011, Październik18 - 0
- 2011, Wrzesień20 - 0
- 2011, Sierpień15 - 0
- 2011, Lipiec3 - 0
- 2011, Czerwiec3 - 0
- 2011, Maj5 - 0
- 2011, Kwiecień2 - 0
- DST 160.00km
- Czas 05:40
- VAVG 28.24km/h
- VMAX 52.00km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 4000kcal
- Podjazdy 300m
- Sprzęt Corratec Dolomiti Ultegra
- Aktywność Jazda na rowerze
Dystans
Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 4
No to umówiliśmy się na legendarny "dystans". Start z rynku w Pobiedziajach. Na miejscu Joanna, Waza, Seba. Pierwszy etap do Swarzędza gdzie umówiliśmy się z Klosiem vel Kłosiem. Joanna wyruszyła w drogę powrotną na swoim imponującym Łilierze (nie mylić z moim speed Łilerem), a my pognaliśmy w stronę Środy. I tutaj pierwszy bład taktyczny. Ja z Sebą nieświadomy prędkości (rozładowany Garmin) zaczeliśmy szarpać mocne zmiany , które okazały się być powyżej 40 km/h. Mocniejsza część stawki spokojnie jechała z tyłu, ale gdy sami ruszyli na szpicę po 2 km nie mogłem utrzymać koła. Złe myśli przeszły mi przez głowę. Na szczęście na koksowym postoju w Środzie okazało się, że Kłosiu deptał prawie 50 km/h. Dalej na Śrem już trochę spokojniej, dało się jechać wachlarzem walcząc z wiatrem. W Śremie po ok 70 km lekki kryzys, ale bez totalnego zgonu. Kolejne odcinki już na zmęczonych nogach, nierówne tempo z pierwszych godzin dawało o sobie znać. Za Mosiną Kłosiu odbił w lewo, a z peletonu została już trójka. Słońce z drogi zrobiło patelnie, a my z Sebą ustawicznie pytaliśmy Wazę "Papo Smerfie daleko jeszcze?". Ostatni postój w Tulcach (Rodmana nie spotkaliśmy), gdzie miła pani ze sklepu pozwoliła nam się spokojnie zregenerować (ci co wiedzą o co chodzi to wiedzą). Ostatnie kilometry to totalny zjazd. Niby kalorii nie brakowało, nogi jakoś się trzymały, nic specjalnie nie bolało, ale czułem się po prostu totalnie wyczerpany. Po kolei gubiłem kolegów i ostatnie 12 km przejechałem sam myśląc o domu. Małżonka przywitała mnie niepokojącymi słowami "Marcin co się stało?", a ja z trudem wyskoczywszy z kolarskiego uniformy uwaliłem się w cieniu.
Konkluzje:
1. Znowu niepotrzebnie się podpaliłem (brak licznika, brak poczucia prędkości), a i Seba nie ułatwiał sprawy (stawanie na pedałach przy prędkości >40 kmh daje do myślenia). Klasycznie się wystrzelaliśmy
2. Ilość kalorii ok, ale na postojach można jeść coś normalniejszego (od tej glukozy zaczynało się chcieć rzygać)
3. Trochę zbyt długi dystans jak na warunki pogodowe
4. Ostatnie spostrzeżenie - w czasie wypadu wypiłem ok 2,5 l płynów, w domu kolejny litr. Po godzinnym spaniu ważyłem 78 kg czyli 4,7 kg mniej niż rano.
Komentarze
Ale odwodniłeś się nieźle - mi w domu po obiedzie, torcie, dwóch piwach, kawie, herbacie brakowało nieco ponad 1 kg.